Mistrz
Miejsce wymiany i handlu..Tak naprawde ot czym popadnie...Najczęściej wymieniane śa tutaj jednak drogocenne składniki a takze gotowe produkty..Nie zabraknei też różdżek, kapeluszy, strojnych piór, klatek..
Offline
Lamaya wyszedł wprost na deszczową ulicę gdzie mimo brzydkiej pogody wciąż gromadzili się Wizardzi szukając wśród rozlożonych i oferujących masę produktów straganach czegos dla siebie..:"Muszę znaleść Ilgo...*" Pomyślał młodzieniec poczym zaczął rozglądać się po zielarskich stoiskach w poszukiwaniu porzadanego proszku...
*Ilgo: Substancja uśmierzająca ból, działająca kojąco. jest mieszaniną nasion Mandragory oraz liści Filazyny z dodatkiem diamentowej soli
Nagle dostrzegł w oddali stoisko pewnej dziewczyny którą znał z widzenia:" Macie Ilgo?: Spytał patrząc na nia spod kapelusza i grzywki...
Offline
Mistrz
Dziewczyna spojrzała na niego niebieskimi oczami:" Zaraz Sprawdzę.." Wyszeptała poczym zaczęła szukać buteleczk iz napisem Ilgo...:"Tak..Jest tutaj!" Powiedziała poczym wyjęła z worka fioletowy flakonik i podała nieznajomemu:" 30 Carbonów"
Offline
Lamaya wyciągnął z kieszeni kilka zlotych monet poczym podrzycił je w dłoni i podał dziewczynie: " Reszta dla ciebie" Zabierajac Ilgo udał sie spokojnym krokiem przez targ udając sie do swojej kryjówki...
Offline
Przy której czekał na niego pewien Wizard imieniem Gatoo. Siedząc przy kryjówce Lamayi, pisał coś na ziemi, pogrążony w obliczeniach, gdy nagle zauważył cień Wizarda, natychmiast wrócił do rzeczywistości.
- Oh szukałem cię Mistrzu Lamaya!
Offline
- Szukałem cię mistrzu - powtórzył, wstając z ziemi - Przepraszam, że zawracam ci głowę, ale doszły mnie wieści, że skradziono Diament Sephidy...! Jeśli... Jeśli dostanie się w niepowołane ręce... Mistrzu, ratuj nas, Wizardów!
Offline
Lamaya stanął w bezruchu jakby niedowierzając słowom mężczyzny:" Jak to?" Spytał po chwili licząc na to iż moze się przesłyszał:" Jeśli Uzari go dostanie..Zniszczy wszystko co stworzylismy przez setki lat cieżkiej pracy...Świat stanei się ugorem..Ziemią na której juz nic nie wyrośnie prócz plugawej ciemności.." Lamaya był przerażony. Wiedział, ze to klęska dla Wizardów i nie tylko dla nich...Ale przedwwszystkim dla całego kontynentu żyjącego w harmonii i ładzie:" Skad masz tą informację?" Lamaya stanal naprzeciw chłopaka patrząc mu głęboko w oczy...
Offline
- Kiedy wyszedłem z miasta udając się do Wioski Białych magów po zioła dla mojej córki, słyszałem jak rozmawiali o tym, że może Czarni Magowie go ukradli...! To straszne! Co będzie jeśli ktoś użyje go w złej intencji?! Co się stanie z naszym miastem? Nie damy rady... Oby to okazało się plotką!
Offline
-Tak... Wszystko wporządku... - powiedział Wizard, uśmiechając się miło. Z oddali słychać było głosy dzieci i kobiety. Na horyzoncie pojawiły się trzy postacie. - Oh kochanie... - Powiedział Gatoo, całując kobietę w policzek. - Dlaczego tu przyszliście? Mieliście zostać w domu...
Kobieta obejmująca teraz jego rękę, spojrzała na dzieciaki - Mareeth* chciała wyjść z kolegą... Przepraszam...
-Wporrządku. - powiedział Wizard, zwracając się do Lamayi - Poznaj moją żonę i córkę, Mistrzu...
Kobieta ukłoniła się.
- Miło mi Pana poznać, wiele o Panu słyszałam...
*córka
Offline
Lamaya odwzajemnił ukłon poczym objął rękę kobiety delikatnie ją całując:" Ja o pani rożnież..." Powiedział poczym uśmiechnął się serdecznie. :"Korzystajc z tak licznego spodkania pragnąłbym przekazać iż nalezy zrobić coś w sprawie Diamentu. Mam zamiar udać się 'na zwenątrz' bo wyjaśnić tą sprawę i oddać diament Cambrionie...Potrzebuję jednak pomocy...Zgubiłem swą ksiegę z zaklęciami...A jest mi bardzo potrzebna...Czy nei wiedzą państwo gdzie mógłbym taką dostać?"
Offline
Kobieta zarumieniła isę i powiedziała - Ah, Gatoo nie mówiłeś mi, że z mistrza Lamayi taki dżentelmen..." na co Wizard zrobił wielkie oczy i popchnął lekko kobietę w stronę dziewczynki - Kochanie weź ją do domu bo jeszcze się zaziębi - powiedział ze złością w głosie, po czym zwrócił się do Lamayi - Niestety nie mam pojęcia, ale skoro wyruszasz, mogę dać ci swoją - mężczyzna poszperał trochę w płaszczu, wyciągając maleńką księgę w twardej oprawie.
Offline
Lamaya spojrzał na odchodzącą rodzinę i zamyślił się:"Skoro nie mam rodziny musze bronić kontynentu..Nie mam nic do stracenia...Oprócz własnego nic nei wartego życia..." Mówiąc to Lamaya odwrócił się i wszedł do kryjówki udajc się w krainę snu by rankiem wyruszyć w długą wędrówkę...
Offline
Lamaya nie zwlekał z wstawaniem...Natychmiast zaczął pakować niezbędne do wędrówki rzeczy...Kompas, Mapę, Środki przeciwbólowe, okłady, Strzały, różdżkę oraz oczywiście księgę Magii...Wszystkie te rzeczy pomieścił w małym tobołku, który teraz zarzucił na plecy:"W drogę..." Powiedział do siebie samego i wyszedł z miasta kierując się na południe ku poszukiwaniu skradzionego diamentu...
Offline
Flammaeński targ był miejscem w którym roiło sie od ludzi i przedziwnych przedmiotów dlatego priorytetem Riko pozostawało trzymać się blisko Zoraidy..:"Ale tu tłoczno.."Powiedział Womit kołysając isę na ramieniu wiedźmy...W pewnym momencie zawahał się, pomachał łapkami i zleciał z ramienia wiedźmy wprost w skrzynię z piklami...
Offline
Mistrz
"EEE! uważaj babo gdzie pchasz swojego pluszaka!" Wrzasnął sprzedawca wyciągając za tylnią nogę zwierzątko i rzucając je wprost w ramienia Zoraidy..:"To świeże Pikle! Nie chce żeby futrem swądziły.."
Offline
- Proszę mi wybaczyć… - powiedziała wiedźma, kłaniając się i odwracając do niego plecami. – Co za plebs… Słyszałeś jak nas nazwał…? - powiedziała cicho do womita, machając ręką. Po chwili na twarzy faceta zawitał świński ryjek i uszka.- Niech się wieśniak kultury nauczy – wiedźma puściła oko do Riko, po czym udali się na dalsze stragany…
Offline
Wiedźma podeszła do straganu, wyciągając z kieszeni kilka srebrnych Carbonów. - Co sobie życzysz, słodki? - powiedziała z uśmiechem na ustach. - "Jeśli tylko mogę sprawić, byś był trochę szczęśliwszy... Wiem, że słodycze nie zwrócą mu szczęścia, ale świetnie poprawiają humor... Przyda mu się... Biedactwo..." - pomyślała wiedźma, oczekując odpowiedzi womita.
Offline
"Hmmmmmm..." Riko zastanowił się przez chwilę patrząc na górę słodyczy:"Chcę...Te ciągutki, karmelowego lizaka, watę ze slodkich Rukwii, Sok z malin i te cukierki w kształcie mioteł!!!.." Riko wymachiwał palcami pokazując wszystko czego chcial..Nigdy nei widział takiej góry slodyczy.
Offline
"Oooo tak!" Odpowiedział Riko zamykając oczy i oblizując się:" Słodycze są fajowe...A ty? Dlaczego mieszkasz wogóle sama w lesie jak tu jest twój dom?" Womit już dawno mial zadać to pytanie jednak obawiał się, że historia Zoraidy bedzie tak smutna jak jego...
Offline
Wiedźma westchnęła podając sprzedawcy pieniądze i odbierając zakupy, po czym wręczając je Riko, odeszła dalszą drogą... - Wiesz mały... To wszystko moja wina. - powiedziała, patrząc w niebo. - Nie jestem dobrą wiedźmą... Ale odeszłem dobrowolnie wybierając życie. Sporo im tutaj namieszałem... - Zoraida trochę posmutniał na myśl o bliskiej mu osobie. - Musiałem wynieść się do lasu, ratując ciało, które by spalili... On umarł przeze mnie...
Offline
Riko słsząc tak smutną historię nie mógł się powstrzymać od łez..:" Daj no chusteczke.." Powiedział machając łapką przed nosem:" Bo mi cieknie.." Riko spojrzał w niebo poczym powiedział do Zoraidy wciąż machając przed swoim noskiem:" Wiedźmo...To smutne...Nie da sie uratować twojego ukochanego? I zebyście razem mogli meiszkać w chacie?" Spytał Riko z troską w głosie...
Offline
- Wiesz... Od tego maga, który u mnie tymczasowo mieszka ze swoją koleżanką, dostałam ostatni składnik, który potrzebuję by móc go wskrzesić... - Zoraida uśmiechnął się lekko, wyciągając z kieszeni husteczkę i podając ją womitowi.
Offline
- P-przepraszam, ale ja Pana nie znam... - powiedział Zoraida lekko zdziwiony, odwracając się do Riko i rzucając mu zdezorientowane spojrzenie, po czym odwrócił się do wiedźmy, podając jej rękę by wstała z posadzki...
Offline
Wizard tym bardziej się zezłościł, akcentując swą złość, tupiąc nogami w ziemię i trzymając się za głowę. - Zoraida! Oprzytomnij! To ja, Garo, twój przyjaciel z dzieciństwa! Ten sam Garo, który pomógł ci się stąd wydostać! Dociera coś jeszcze do ciebie z tego świata... Zaraz... zaraz... - uspokoił się nagle, patrząc na Riko, by za chwilę wybuchnąć jeszcze większą wściekłością... - C-co on tu robi?! - krzyknął pokazując palcem w stronę womita, po czym wyciągnął różdżkę. - Już koniec zabawy, futrzaku! AVADA KE...!!!
Offline
Riko patrzył zdezorientowany na slowną przepychankę dwoch wiedźm..:"Co sie tutaj dzieje...?" Wciąż pytał sie w myślacxh nei mogąc znaleśc odpowiedzi:" Czy ja..byłem kimś..Złym?" Ostatnei pytanie które mu przyszło do głowy okazało sie tak neipokojące że Rik onatychmiast je wyrzucił:"Napewno nei lubią obcych..."
Offline
- Dość... - Zoraida najwyraźniej był mocno zdenerwowany. Wziął na ręce Womita, przechodząc obok Garo. - Nie rozmawiam z drugim rzedem, Garo... - Zoraida skierował swe kroki w głąb targu napotykając się na jakinie...
Offline
- Mówisz o Riko? - spytała wiedźma, przytulając do siebie stworzenie. - Skądże! Oczywiście że jest niegroźny... no chyba, że w języczku. - Zoraida puściła do niego oko, gładząc jego futerko. - Nie oceniaj stworzeń po wyglądzie... Czasem można się pomylić...
Offline