Mistrz
Ten przedziwny domek pośród lasu prawdopodobnie należy do Starej Wiedźmy. Znachorki i wróżki znającej całą przyszlość oraz sposoby leczenia leśnych chorób...Nie podejmuj jednak pochopnie ryzyka! Starsza Pani nie zawsze musi być miła...
Offline
Powietrze wokół drewnianej chatki przesycone było zapachem podobnym do piżmu. Leśne stwory kłębiły się wokół niego, napierając na drzwi i okna. Choć na zewnątrz rozbrzmiewał gwar, w środku panowała niezwykła, błoga cisza, przerywana jedynie przez bulgoczące kociołki, ustawione na środku chaty.
- Magii czarnej garstka, szczypta słowa Magii Białej... - zaczeła, czytając ze starej księgi z pożółkłymi kartkami. - Na ogniu z ogona firy gotyj przez półtorej minuty...
Offline
Mistrz
W tym momenice jedno ze stworzonek gwałtownie zapukało w okno podskakując co sił w łapkach: "Pani Wiedźmo! Pani Wiedźmo!!!":Krzyczało wciaż sie dobijając...
Offline
Wiedźma nie spodziewając się tak nagłego hałasu, wypuściła książkę z ręki, która wpadła do wrzącej wody w kotle.
- A niech to szlag! - krzyknęła, łowiąc wielką, drewnianą łyżką w zupie. Kilka kartek wypłynęło na powierzchnię. - Oh... I tak była stara... - westchnęła ciężko, podchodząc do okna i zdejmując z parapetu wszystko, co na nim było, po czym otwarła je szeroko spoglądając w dół, prosto na malutkiego Womita.
- Coś się stało...? - spytała.
Offline
Mistrz
"Znaleźliśmy Maga!" Przeszczał Womit wciąż triumfalnie podskakując: "Czarnego Maga! W lecie na polanie..Myśleliśmy żen ie zyje! Ale on otworzył oczy i gadał! W doadatku jest sam..Nie ma innych osobników z grupy.." Zdał relacje Womit poczym jednym susem wskoczył na parapet: "Przyprowadzić go?" Spytał poczym uśmiechnął sie przyjaźnie do wiedźmy...
Offline
- Maga powiadasz... - powiedział wyraźnie się nad czymś zastanawiając - "Czarni Magowie nigdy nie opuszczają własnej wioski... No chyba, że są złoczyńcami... Tak czy inaczej przyda się dodatkowa para rąk do pracy" - Zaśmiał się w duchu, idąc do wnętrza izby i zdejmując z wieszaka czarny szal, po czym zakładając go na siebie i gasząc ogień, zabrał mały nożyk, chowając go do kieszeni i wyszedł przed chatkę.
- Chodź, pokażdesz mi, gdzie jest ten mag - odparła, biorąc stworzenie na ręce. - Powiedz, gdzie mam iść?
Offline
Mistrz
"To jest tam!" Wrzasnął Womit pokazując gdzieś na północny kraniec lasu wymachując w jego stronę łapką: "Ruszajmy! Moi kumple juz tam są"
Offline
Na dachu drewnianej chatki siedział Riko. Womit-Rebeliant, ktory własnei narzekał na cały świat machajć nóżkami:" ..I dyktowac m inie bedą! I nie będą rządzić i dyktować.." :Bredził od rzeczy patrząc gdzieś w dal, gdy nagle zauweażył znajome kształty:" Wiedźma?!" Spytał siebie w myślach poczym dorzucił:"A co ta idiotka wyprawia na końcu lasu jeszcze w towarzytwie Magów? Zachciało się jej...Lepiej pójdę zobaczyć co ma do jedzenai w tej swojej chacie dopóki jej nei ma.." Powiedział poczym zjechał z dachu i wyladował na trawniku z którego szybko isę pzobierał i podbiegł do drzwi chatki...
Offline
Mistrz
W drewnianej chatce wiedźma trzymała wiele rupieci..Kociołki, przepisy, składniki, proszki, płyny, wypchane zwierzeta oraz kosztowności...Wszystko to było jedną wielką graciarnia w której żyła Zoraida...
Offline
Mistrz
Była to skrzynia z przeóżnymi płynami o niezidentyfikowanej nazwie: "Żabulus Fluencis" Widniał napis na jedne jz etykietek, "Kornikus Deptakus" , "Wilczus Mordulus", "Womitus Ujarzmiajus" ...
Offline
"Co to kurcze ma być?!" Spytał zdenerwowany brakiem skarbu Womit:" Gdzie jakiś cholerny skarb?! Co to właściwie jest to coś..?" Spytał podnosząc jedną z buteleczek i ostrożnie ją ogladajac...:"Eee tam..." Powiedział pochwili odkładajac buteleczkę na miejsce "To pewnie nic wartościowego..Lepiej poszukam dalej..." Jego kolejnym celem była wielka szafa stojaca na drugim krańcu Izby...
Offline
Mistrz
Szafa była najprawdopodobniej najniebezpieczniejszym miejscem w domu wiedźmy poza wrzącym kociolkiem...Kryła w sobie więcej rupieci niż można znaleść na corocznym targu odbywającym się na Dworze Królewskim..O czym przekonał sie nasz Womit, który otwierajac szafę został przygnieciony przez wielki płaszcz...
Offline
- "Ojej..." - pomyslała wiedźma - "dawno tu nie było takiego bajzlu..." - a na głos powiedziała - Chyba napastnik już sobie poszedł... Pewnie mnie obrabował... - mówiąc to podeszła w stronę szafy, podnosząc płaszcz z ziemi, by go powiesić.
- Hę...? A to co...?
Offline
Mistrz
na ziemi lezał Womit, który przez dłuższy czas zmuszony był wdychac kurz z przykrywającego go płaszcza a teraz krztusił isę przeraźliwie...
Offline
Iby podszedł do niego i spojrzał:" No nie..." Wyszeptał po chwili:"To znowu Womit...Chyba mam ich dość na dziś.." Chłopak poprawił spiczasty kapelusz poczym cofnął się o krok:"Co on tu robi?"
Offline
Womit przestał się krztusić poczym spojrzał załzawionymi oczami na przybyszy:"Co u diaska?! Już wróciliście..?! To ja lepiej sie zmyję.." Mówiąc to wstał szybko lesz wokoło ustawieni byli ludzie...
Offline
- To... ty! - warknęła wiedźma, podnosząc womita za ucho. - Co powinienem ci zrobić za próbę włamania...? - Przeszła z nim kawałek, sadzając na stole, po czym zamknęła drzwi. - Nigdy się nie zmienisz, Riko... - mówiąc to, dmuchnęła w klatkę na ptaki, stojącą w kącie pokoju, by odgarnąć kurz po czym delikatnie go do niej wsadziła, wieszając na haku, który znajdował się na suficie.
- Jak sobie powisisz, może zmądrzejesz. Potem się tobą zajmę... - powiedziawszy to zwróciła się teraz do gości. - Chcecie się może czegoś napić i odpocząć? Pomogliście mi... - ukłoniła się nisko, mało nie uderzając się głową o klatkę, wiszącą zaraz nad nią, kiedy znów się wyprostowała.
Offline
"Ach.." Odpowiedział Iby poprawiając kapelusz:" Chętnie odpoczniemy...W sumie to nie wiem dokąd iść..Zwiedzam świat i próbuję przekonać ludzi do Czarnych Magów...Tak czy siak jakoś to będzie..Dziękujemy za goscinę" Iby ukłonił się nisko poczym znów poprawił kapelusz...
Offline
- Widzę, że jednak znasz się trochę na tym świecie. - powiedziała wiedźma, uśmiechając się wrednie - Potrzeba mi trochę krwi maga... Jak wiesz, wasza krew różni się od krwi innych stworzeń. Jest w niej coś, co jest mi potrzebne do stworzenia jedynego w swoim rodzaju lekarstwa... W zamian za nią, stworzę z ciebie wojownika, udoskonalę twoje techniki oraz dam ci coś dla mnie bardzo cennego, lecz nieprzydatnego, nie często wychodzę z domu, dlatego nie mam z niego użytku. Dzięki niemu zdąbędziesz moc legendarnego przyzywacza...
Offline
- Nie dużo, nie bój się... - powiedziała wiedźma, uśmiechając się leniwie, wymachując sztyletem, jakgdyby był to wachlarz. - To jak, zgadzasz się... - wiedźma przerwała, pogrążając się na chwilę w zamysleniu. - jak ci właściwie na imię?
Offline
Wiedźma cicho zaśmiała się, po czym prawei szeptem powiedziała - Uwierz mały, żaden ból nie jest straszny, jeśli w grę wchodzi TAKIE cudo... - wiedźma odwróciwszy się za siebie, poszperała trochę w kufrach, wyjmując srebrny kluczyk, po czym jednym ruchem ręki ściągnęła obrus ze stołu, a wszystkie rzeczy na nim stojące spadły na podłogę. Ich oczom ukazał się żelazno-drewniany kufer w starodawne wzory. Wiedźma otworzyła go, po czym sięgając w jego głąb wyciągnęła małą, śliczną, brązową szkatułkę. Odeszła od kufra ze szkatułką w ręku, po czym podchodząc do drugiego kufra wyciągnęła dziwną, szklaną butelkę z różowawym, połyskującym płynem - To roztwór z Ilex. Z pwnością uśmierzy twój ból. - Powiedziała podając magowi buteleczkę. - Jeśli jesteś zdecydowany... Mam również dla ciebie to, co obiecałam... - Powiedziała, unosząc do góry szkatułkę. - To jak będzie, słodki Iby...?
Offline
"No..." Zaczął Iby nei wiedząc kompletnei co ma powiedzieć:" No..Nie wiem..." Iby coraz bardziej nerwowo poprawiał sobie kapelusz i skubał za długie rękawy..:" DOBRZE." powiedział wkońcu zdecydowany:"Aileen ty jesteś tutaj..Jakby cos było nei tak mogę na ciebie liczyć?"
Offline
"To jednak ciągle dziecko. Wierzy w każde słowo wiedźmy... Ona na pewno coś knuje tylko jak mu to wytłumaczyc... ach nie wiem jak oobchodzic się z takimi..." powiedziała Aileen do siebie tak że nikt jej nie slyszał
Offline
Wiedźma spojrzała surowym wzrokiem na Aileen, mówiąc - Co jak co, ale nie jestem kłamcą...! Rzadko komuś coś proponuje, a wy traktujecie mnie w taki sposób...! - Po czym spojrzała na Ibyego,wskazując na butelkę. - Nie bój się, nie dam ci umrzeć. Zażyj to. Roztwór z Ilex uśmierzy twój ból... - Podeszła do drewnianego biureczka, stojącego gdzieś w głębi chatki i wziąwszy stołek stojący przy nim [również drewniany] postawiła go przed chłopcem. Usiądź. Wokoło jest pełno rupieci i pełno cennych mikstur. Gdybyś się przewrócił, mógłbyś zdemolować mi dom... no... i przy okazji siebie. - wiedźma rzuciła w jego kierunku uśmiech, po czym odwróciła się do okna. - Powiedz, kiedy będziesz gotów.
Krajobraz za oknem był piękny! Choć to Zły Las, miejscówki w nim są świetną atrakcją dla turystów... Jednak młodzieniec przechadzający się niedaleko chatki, którego Zoraida widziała z okna, z pewnością nie był turystą... - Ale wyrosłeś mój mały... Szmat czasu cię nie widziałem... - powiedziała pod nosem, do siebie.
Ostatnio edytowany przez Aya (2008-04-04 12:45:26)
Offline
Iby spojrzał na Zoraidę z lekką grozą, choć cos w głębi duszy karze mu jej zaufać:" A nóz mi pomoże? Tak czy siak nie mam nic do stracenia.." Iby usiadł na krzesle i wziął buteleczkę do ręki:" Mam to wypic?" Spytał Mag odtykając korek:
" Strasznie Śmierdzi..." Iby spojrzał na towarzyszkę poczym powiedzial: Bialy Magu, nei gniewaj sie na mnie ale ufam tej wiedźmie i sądze iż nam pomoże..Gdyby cos bylo nei tak, a nei bedziesz chciała m ipomóc, bo to z mojej nie twojej winy to uciekaj.."
Offline
"Ej! A kto zwróci uwagę na mnie!?" Pburzył sie siedzący w klatce Womit:" Mogę już sobie iść?! " Riko zaczął trząść kslatką, by wiedźma zwróciła na niego uwagę...:"Ej ty! Wiedźmo! Wypuść mnie wreszcie bo mi sie spieszy..Potem mozesz otruć tego Maga.."
Offline
Wiedźma podeszła do klatki, obejmując ją rękami. - Mały, nie rób tyle hałasu. Powiedziałam przecież, że to kara za twoje zachowanie. - po czym zwróciła się do Ibyego. - To jest lek znieczulający, mówiłam ci przecież. Twoja koleżanka może to potwierdzić, z pewnością się na nich zna. Wypij go wreszcie...
Offline
Wiedźma, która wciąż stała przy oknie, nagle odwróciła się szybko, spojrzała poważnie na Ibyego, po czym wzięła jakąś szklaną buteleczkę, usiadła przy nim, pochwyciła jego nadgarstek i jednym ruchem ręki przecięła go ostrym sztyletem, tak szybko, że krew trysnęla dopiero po kilku sekundach. Po ścianach buteleczki zaczęly spływać pierw pojedyncze krople, później mały strumyczek krwi.
- Nie patrz na to, co robię - powiedziała do niego, ciągle patrząc mu w oczy. - wezmę tylko 25 mililitrów twojej krwi...
Gdy czerwony płyn wypełnił dokładnie powierzchnie 25 mililitrów, wiedźma przyłożyła palce do jego krwawiącego nadgarstka, po czym szepnęła:- Esuna... - A rany chłopca natychmiast się zagoiły. - Teraz... - zaczęła znów, biorąc szkatułkę, która lezała nieopodal. - Mam to, co obiecałem. - klęknowszy przed nim na jedno kolano, wiedźma powiedziała - Chroń go, a on będzie chronił ciebie. To pradawny flet przyzywaczy... - Zoraida pochwyciła spoczywający na czerwonym jedwabiu, wyścielającym szkatułkę, zdobiony, złoty flet, po czym zagrała na nim dziwnąm, ale piękną melodię. Brzmiała jak powiew wiatru, jak srebrzysty dzwoneczek, była zarazem lekka i ciężka, lecz nie przytłaczająca. - Jeśli będziesz w potrzebie, zagraj na nim, wtedy z pewnością ci pomogę. - powiedziała z lekkim uśmiechem. - Nawet nie wiesz jaką przysługę mi wyświadczyłeś, oddając mi swoją krew. Jestem twój Mistrzu... Do końca życia. - Wiedźma wstała, zwracając się do obu - Zatem zostańcie u mnie, odpocznijcie. Rano, jeśli chcesz, nauczę cię kilku 'sztuczek'...
Offline
Iby patrzył teraz zdumiony na rzecz która otrzymał..:"Dziękuję.." Wyszeptał wciąż oglądając flet:" Jesteś wporządku..Naprawdę!" Iby zwrócił się teraz do Aileen:" To jak, zostajemy tutaj by odpocząć..?"
Offline
- Oh... - Zoraida złapała się za głowę. - Zwykle nie miewam gości, dlatego mam tylko jedno miejsce do spania... Ale myślę, że to zawsze lepsze od spania na polanie... Możecie spać razem. - Powiedziała wiedźma, po czym podeszła do drzwi - Zostawię was na chwilę. Muszę coś załatwić... - Powiedziawszy to, wyszła.
Jako, że drwewniana chata miała okna prawie dookoła, było przez nie widać przemykającą pod oknami postać wiedźmy, która kierowała się na niedalekie wzgórze. Uklęknęła pod drzewem, przecierając jego kore ręką. Dopiero teraz było widać, że na drzewie zostały wyryte jakieś napisy.
- Minęło tyle lat, odkąd ostatni raz cię widziałam... Już wkrótce kochany... - powiedziała półgłosem do siebie. - Mam ostatni składnik... Już wkrótce... Znów cię zobaczę.
Offline