Mistrz
To tutaj urzeduje król Elfów i Rusałek. Broni go rzesza wiernych poddanych oraz magicznych stworzeń. Bowiem to Elfy pilnują porządku w lesie dbając o florę i faunę...Wkraczając do lasu wkraczasz na terytorium Elfów! Dostostuj się do ich zasad albo zostaniesz wyproszony...
Offline
Siedziba Króla Elfów nie była osadzona gdzieś daleko od miejsca w ktorym stała Świątynia, także droga do matki nie zajeła Greethowi długo. Szybko minąl gaj oliwny i przeskoczył przez kilka kępek mięty by znaleść się na dróżce prowadzacej wprost pod próg Siedziby Króla, w której znajdował się jego dom...Bowiem jego matka była jedną z Nadwornych Elfów więc mieszkała razem z królem i jego podwładnymi. Wejścia do siedziby pilnuje dwóch potężnych Elfów, jednak znają oni dobrze Greetha i bez problemu go przepuszczają...Później pozostaje tylk ominąć długi korytarz prowadzacy do holu z którego krętą drogą wiodą schody na szczyt wieży, gdzie znajduje się jego matka: "Mamo..." Pomyślał gdy pokonywał stopnie ogromnymi susami przeskakując po 2, 3 naraz. Gdy wreszcie stanąl przed drzwiami wziął głęboki oddech i zapukał.
Offline
Mistrz
"Wejdź proszę": odpowiedział głos kobiecy nieco zapadniety i nieswój. Na łóżku siedziała kobieta o długich jasnych włosach sięgających do pasa, opadajacych teraz na jej ramiona. Głowę miała spuszczoną, a wzrok utkwiła na pierścieniu jej lewej ręki, który dostała niegdyś od swojego dziadka. Chyba była zdenerwowana, bo co chwila nim poruszała to w prawo to w lewo zataczajac okręgi.: "Wezwałam cię, bo źle ze mną" Zaczęła kobieta lekko zniżając ton: "Zioła Elfów mi nie pomogą. To choroba przenoszona przez Smoki. Może ją uleczyć jedynie Czarny bądź Biały Mag. Jednak musi być wystarczająco silny...": Kobieta przerwała na chwilę patrzac synowi w oczy: "Proszę, udaj się do miasta Cambriona i poproś o pomoc nadwornego Maga" w tym momencie kobieta znów spuściła wzrok jakdyby wstydząc sie swoich słów: "Mój czas na ziemi jeszcze się nei skończył. Mam wiele do zrobienia...Nie chcę jeszcze umierać!" Ledwo skonczyła zdanie, a natychmiast zaniosła ise cichym łkaniem, jakby poprzedzonym wstydem tego iż nie potrafi godnie umrzeć mając lat 345"
Offline
"Oczywiście matko.." : odparł Elf bez namysłu lekko spuszczając głowę widząc ukochaną matkę w takim stanie."Zrobie jak zechcesz"...W komnacie panowała teraz zupełna cisza. Jedynie za oknem słychać było ćwierkajace ptaki i odgłosy bawiących sie dzieci: "Kiedy mam wyruszyć?" Spytał Elf po chwili patrząc szklanymi oczami w twarz matki.
Offline
Mistrz
Kobieta spojrzała na syna oczami w których tliła się iskierka nadziei: "Wyruszaj natychmiast. Proszę" Jej slowa jakby zawisły w powietrzu oczekując ca twierdzącą odpowiedź ze ztrony jedynego ukochanego syna.
Teraz błagała go wzrokiem o litość i zrozumienie.
Offline
"Oczywiście Matko" odparł z dumą w głosie..."narescie się na coś przydam.." pomyślal w duchu poczym ukłonił się nisko chyląc przed matką głowę:"Natychmiast udam się w podróż do miasta Cambriona. Z tego co wiem znajduje się ono na północnym wschodzie, jakieś 400 mil stąd..." Greeth spojrzał za okno. Widząc pozycję słońca stwierdził iż jest godzina 17:00. Jeśli nei wyruszy natychmiast nei uda sie mu opuścić terenu Ispis przed zachodem słońca. Wtedy to zamykane są wszystkie bramy i nikt nei ma wstępu, ani też nikt nei może wyjść."Pójdę północną bramą" rzucił poczym ucałował matkę w rękę."Wrócę z lekarstwem zanim rozkwitną pierwsze akacje" Powiedizał poczym pośpiesznie wyszedł z komntaty pozostawiając Matkę pod opieką Matki Natury.
Offline